Skocz do zawartości

Astaroth

Użytkownicy
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Informacje

  • Płeć:
    Kobieta
  • Skąd:
    Prawie Kraków
  • Hobby:
    Sztuka przede wszystkim ;)
  1. -Azakel! -Tak pani..- zza rogu załomu korytarza pojawiła się siwa głowa jej sługi. -Zanieś to dziecko do mojej komnaty. Połóż i pilnuj do momentu aż nie wrócę - rozkazała oddając mu nieprzytomną od płaczu dziewczynkę. Królowa wróciła po dłuższej chwili trzymając w dłoniach skrzynkę z mnóstwem butelek i słoiczków oraz talerzem parującej zupy... -Mój drogi - zwróciła się do mężczyzny- do końca dnia masz urządzić komnatę dla tej małej.. Przez trochę z nami pomieszka. Widząc zaskoczoną minę sługi dodała - nie martw się bogowie nie potrzebują jeszcze ofiar.. z resztą szkoda by było tej istotki. Drzemie w niej coś ... rozumiesz. Czuję to... -Królowo... Czy to bezpieczne? - wskazał na skrzynkę ingrediencji do eliksirów. - Nie martw się nie chce jej Zabić. Chcę tylko sprawdzić czy moje przeczucie się nie myli. Azakel wyszedł pozostawiając ją samą w pokoju. Aretuza wzięła kredę i nakreśliła ogromne koło okalające jej łoże. Następnie wyciągnęła kilka słoiczków których zawartością ozdobiła brzegi okręgu starożytnym alfabetem... "bogowie obym się nie myliła" pomyślała i zaczęła deklamować po cichu strofy zaklęć. Chwyciła kościany sztylet i uwieńczyła dłoń aby własną krwią uwieńczyć pracę rysując pentagram na czole śpiącej dziewczynki. Mała jęknęła przez sen... -Płoń! - rzuciła głośno dotykając brzegu okręgu. Gwiazda na czole dziewczynki rozżarzyła się i buchnęły płomienie obejmujące całe łóżko. Królowa zamknęła oczy modląc się po cichu... Ana otworzyła szeroko oczy. Wyprężyła się i wydała z siebie jęk. Jako, że dawno nie pisałam Dodaję kilka zdań do opowiadania Nie za dużo ale zawsze coś
  2. No właśnie... Z kim i o czym. Kto powiedział, że akurat z tobą droga Mycho chcemy rozmawiać na ten temat? Nie masz nic lepszego do roboty oprócz przekonywania innych ludzi (tutaj mam na myśli panów) do tego jakimi złymi osobami są? Kobieto odpuść sobie wreszcie! Czepiasz się każdej możliwej rzeczy! Mam ochotę porzucać mięsem, aczkolwiek ban byłby jak nic... Jeśli już i ty wyrażasz tak głębokie uczucia to powiem ci ładnie: jesteś nudna, powtarzasz się, i wkurzasz każdego tutaj. Dziękuję.
  3. Astaroth

    SFI

    JA Z tobą Co ty na to? :cheer:
  4. Mówią rude--- fałszywe. Ne zgadzam się Miało być inne zdjęcie podczas spania Garfielda (sentyment młodszej siostry do kreskówki ) na moim gipsie, z braku ot proszę inna jego rozespana poza
  5. Jako fanka kotów muszę przyznać, że mój kocur mimo dzisiejszego zamachu prosto z szafy gdy wchodziłam do domu jest cudownym lekiem na depresję i każdą inną przypadłość. Ile razy mój szanowny ojciec zasiada w fotelu tu mój kot kładzie mu głowę na jego zacnej łysinie (ciekawe co chce w ten sposób przekazać ) Mam w rodzinie osobę korzystającą z hipoterapii, rodzice bardzo chwalą sobie jej skutki Dziecko jest o wiele bardziej otwarte mimo jego przypadłości.
  6. Cóż własna praca i własne pieniądze to głupie pomysły we własnym zakresie finansowym Wiem co mówię. Z resztą w to utrzymanie nie wliczają się chyba prezenty ?
  7. Udane małżeństwo to takie które kocha się mimo wad i potrafią znaleźć wspólny język prawda? Ludzie są różni. Jednym pasuje to innym tamto, więc myślę, że jakakolwiek rozmowa na temat co jest lepsze przy takim uogólnieniu wydaje mi się dość dziwna. Widać, że Mycha nie lubi jak jej się mąż w sprawy wtrąca. Skoro im to pasuje to ok. Model rodziny Wiesława jest inny. Moim zdaniem bardziej przystępny dla mnie, mimo, że sama rodziny zakładać jeszcze nie chcę. Każdy z nas będzie wolał co innego. Z resztą co ja tam wiem. W tej chwili jestem tylko biernym obserwatorem
  8. Dawidzie nie pochlebiaj sobie Życząc Belfegorowi smacznej strawy udam się w stronę mojego łoża
  9. Waleczna sercem i duszą Uważam, że takiemu miłemu człowiekowi jak Belfegor powinno się darować niewinny aczkolwiek wpasowany żarcik
  10. Cóż.. Powinnam wziąć się w garść i trenować dalej Cudowne jest to, że zwykła pisanina potrafi tak odprężyć! Komentarz Wiesława wywołał na mej twarzy szeroki uśmiech Szczerze broniła bym Belfegora własną piersią
  11. Te recenzje zafascynowały mnie tak, iż muszę tego spróbować na własnej skórze! Czasem trzeba obejrzeć jakiś gniot, a potem otrząsnąć się z niego i dziękować bogu, że na świecie są porządne produkcje
  12. @ Mycha69 Dziękuję za ocenę Mam pomysł na całą historię tylko ta akcja... Cóż wolno mi się rozkręca. Nigdy czegoś takiego nie pisałam Cóż kawałek kontynuacji naskrobałam dziś rano na zajęciach z nudów. Proszę bardzo: To wspomnienie doprowadziło to tego, że do końca dnia siedziała w komnacie nie mając na nic ochoty. Czekała na ranek i odwiedziny Anji. Niestety nie doczekała się. Dziewczynka nie przyszła. Pani zamku poprosiła służbę o powiadomienie małej o natychmiastowym usprawiedliwieniu, ale słuch po dziecku zaginął. Królowej bardzo na niej zależało, mimo, że nie wiedziała dlaczego. Po tygodniu udało się jej znaleźć kogoś, kto wiedział gdzie mieszka mała. Bez zastanowienia wybrała się nazajutrz w przebraniu do jednego z nędzniejszych zakątków w stolicy. Było to koło południa i nie spodziewała się nikogo w domu, ale jej wyjście było tak impulsywne, że nie miała zamiaru zawracać. Owinięta w płaszcz z głową schowaną pod kapturem stanęła w drzwiach drewnianej rudery która podobno miała być domem Anji. Pierwsze co ją uderzyło to okropny smród rozkładającego się mięsa. Próbując zlokalizować źródło zapachu weszła do środka. Jej oczom ukazał się smutny widok. W na środku jedynego pomieszczenia w tym domku leżały kobiece zwłoki z rozciętym brzuchem z którego sterczała rękojeść noża. Spoczywały tuż obok żarzącego się ogniska co jeszcze bardziej przyspieszało ich rozkład, mimo, że na zewnątrz panował przeraźliwy mróz. Trup miał na sobie jasną, może kiedyś białą suknię , a na głowie wianek z łyka. Nic więcej nie mogła stwierdzić. Stan rozkładu nie pozwalał jej na to. Usłyszała cichutkie łkanie. Oderwała wzrok od ciała rozglądając się po pokoju. Ujrzała dziewczynkę tak bardzo niepodobną do Wesołej Anji. Brudna wychudzona i cała zapłakana. Widać było, że jest wycieńczona. Podbiegła do dziecka zwiniętego w drżący kłębek i położyła jej dłoń na głowie. - Anju... To ja królowa Aretuza... Co się tutaj stało? Mała skuliła się jeszcze bardziej i zapłakała głośno. - Kochanie - szepnęła- pozwól mi tobie pomóc... Dziewczynka drżącą ręką chwyciła dłoń jej pani i ją przytuliła. - Mama... Tam... Słowa te były pełne bólu. Królowa właściwie nie chciała pytać o nic więcej. Wzięła dziecko w ramiona i zaniosła je do zamku.
  13. Coś tak myślę, że już mam imię dla królowej... Ale to będzie niespodzianka
  14. W zamku dawno nie było tak chłodno, ale ona to lubiła. Przeciągnęła się i uśmiechnęła, wciągając nosem cudownie wilgotne powietrze, które tak bardzo dodawało jej sił. Postanowiła wstać. Zsunęła krwistoczerwoną pościel z ramion dostając gęsiej skórki "gdzie służba?!" Ile razy jej podwładni okazywali się niekompetentni. Nie potrafili spełnić jej niektórych zachcianek, a teraz żadne nie pokwapiło się aby dołożyć drewna do kominka. Nie. Ona tego nie zrobi. Poczeka... Owinęła się szalem i wyjrzała przez okno. Cóż za cudowny widok... Krajobraz pełen był wysokich wzniesień otulonych sennym białym puchem tonącym w blasku poranka, a na równinie przed zamkiem jej służba zbierała pozostałości po wczorajszej drobnej potyczce. Rozumiała, że nastał czas wojen, ale nacieranie na jej fortecę było zwyczajnie głupie. Ojciec byłby z niej dumny. Dobrze zrobił wyrzekając się jej młodszego brata, który zrujnowałby dobre imię tej rodziny. Z resztą to ona miała wszystkie predyspozycje na prawdziwego władcę. Cóż po tym, że była jedyną kobietą w tym męskim świecie. Wczoraj po raz kolejny pokazała tym śmieciom na co ją stać. Ile to już bitew minęło... Żaden z okolicznych władców nie potrafił zrozumieć dlaczego... Dlaczego nikt nigdy nie potrafił przeciwstawić się temu rodowi? Dlaczego każda walka kończyła się klęską jej przeciwników? Dlaczego to państwo z roku na rok jak wirus rozprzestrzeniało swoje granice zagłębiając się w te drobne żałosne kraje? Jej wzrok padł na ciemną postać na koniu, przedzierającą się przez przysypane śniegiem ciała, nie wyglądał na chłopa. Gdy podjechał bliżej, poznała, że to jeden ze zwiadowców. Chyba powinna się ubrać i wyjść z komnaty. Tak... Patrząc na niego stwierdziła, że ma jakieś 45minut zanim podjedzie pod bramę i przejedzie przez gród docierając do zamku. Obróciła się i zobaczyła może 10letnią drobną dziewczynkę, ubraną w szarą wełnianą sukienkę spiętą pasem. Tak bardzo się zamyśliła, że nie usłyszała otwieranych drzwi. - Co tu robisz dziecko? - łagodnie spytała, bo widziała strach w oczach dziecka. Pewnie wysłali ją, aby sprawdziła co z kominkiem. Miała rację, speszona dziewczynka odpowiedziała - Przepraszam... mama wysłała mnie tu. Miałam przyjść i dołożyć drewna, przecież musi być pani teraz zimno... Nie wiedziałam, że pani już nie śpi... Jest bardzo wcześnie... Mówiąc to złapała w dłonie ciężki dębowy kloc i zamaszyście wrzuciła go do kominka. Ona nie spuszczała z małej oczu. Dokładnie się jej przyjrzała. Szczuplutka dziewczynka z długimi ciemnymi włosami i bardzo jasną skórą. Zauważyła nawet kilka piegów na drobnym nosie. Na swój sposób ta osóbka była ładna. Widząc jak mała patrzy na nią ze strachem, powiedziała: - Nie bój się. Widzisz mnie pierwszy raz z tak bliska prawda? - Tak pani... - Nie musisz się mnie bać. - Nie boję się pani... - No przecież widzę malutka. - Ależ pani... -Nie obawiaj się, nie jestem zła. Mimo, iż robię czasem przykre rzeczy. Jak my wszyscy. Właściwie mam prośbę tylko dla ciebie. Urwała widząc ożywienie w oczach dziewczynki. Wiedziała, że zrobi jej przyjemność tym co powie. - Teraz kochana obie przeglądniemy moją garderobę i pomożesz mi wybrać coś ładnego. Pod jednym warunkiem. Jeśli wyjawisz mi swoje imię - skończyła z uśmiechem pełnym satysfakcji z miny małej. - A..anja... p..pani - wydukała nie dowierzając w to co słyszy. - W takim razie Anju od tej pory masz za zadanie zaglądać do mnie tak często jak sobie tego zażyczę. - dodała prowadząc zachwycone dziecko do garderoby. "biedna mała" - pomyślała - "pewnie w życiu nie zaznała tego co ja" więc głośno powiedziała: - Rozejrzyj się! Wybierz coś dla mnie! Jeszcze nigdy nie widziała kogoś tak szczęśliwego. O dziwo czuła z nią jakąś więź która w duszy podpowiadała jej co ma robić. Usiadła na krześle obok wejścia i obserwowała kroki małej między manekinami. Właściwie ciężko było to nazwać garderobą zwykłej kobiety. Była to ogromna sala bez okien, wyłożona czarnym atłasem i oświetlona smoczymi świecznikami. Na ścianach wisiały wieszaki ze spódnicami i koszulami. Po bokach stały półki z gorsetami, a na środku manekiny ubrane w pełne gracji suknie. Za to w tyle była ulubiona część królowej. Za zasłoną znajdowało się coś co zainteresowałoby każdego z zacięciem do wojaczki. Na ścianie znajdowały się bowiem wszelkiego rodzaju włócznie, łuki, kusze, miecze, czy topory. Wszystko dopasowane do jej dłoni, a na kolejnych manekinach wisiały w pełni wyposażone zbroje. Była kobietą. Uwielbiała dobrze wyglądać nawet na polu bitwy. Z rozmyślań wyrwała ją Anja, która stanęła przed nią trzymając w dłoniach jedną ze spódnic i koszulę. - Pani... te rzeczy są śliczne! - powiedziała wręczając jej strój - Nie przejrzałam wszystkich półek.. Przepraszam... - Ależ nic się nie stao. Nie dała byś rady kochana. - odpowiedziała królowa - a teraz idź odpocznij i zawitaj tu jutro o tej samej porze. - Tak jest! - zasalutowała Anja wybiegając radośnie z Sali. "Zachwycająca młoda osóbka" pomyślała wciągając na siebie granatową spódnicę i białą dość prześwitującą koszulę z nie małym dekoltem - Cóż zwiadowca się dzisiaj napatrzy - stwierdziła głośno głaszcząc się po piersiach. Wyszła z garderoby. Nie miała ochoty na makijaż. Wiedziała że jest jej nie potrzebny. Zabrała tylko medalion należący do matki i zeszła do Sali w której zazwyczaj omawiała strategię z podwładnymi. Zwiadowca już na nią czekał. Gdy weszła, wstał, ukłonił się a potem klęknął. - Pani... - Przejdźmy do rzeczy Fereście. Siadaj i opowiadaj - rozkazała kierując się w stronę okrągłego stolika w rogu, gdzie oboje spoczęli naprzeciw siebie. - Zgodnie z poleceniem udałem się do obozu króla Vargensa z prośbą o wytłumaczenie wczorajszego ataku. - I? - przerwała królowa czując wzrok zwiadowcy na wisiorze leżącym między jej piersiami. - cóż.. Nikt nie miał zamiaru się usprawiedliwiać. Każdy wie jak nasz kraj jest silny i jak potężną i wpływową osobą jesteś pani. Okazali skruchę. Jutro wycofają się za rzeczną granicę jednocześnie zostałem tutaj odesłany z prośbą zawarcia pokoju... - Nikt nigdy się nie nauczy! - wybuchła nagle nachylając się nad podwładnym. - zawsze zaczynają a po klęsce, jak psy ze spuszczonymi ogonami błagają o wybaczenie. Nie jestem słabą kobietą! Na szczęście nie straciłam prawie żadnego człowieka. Niech więc zapanuje pokój! Jedź natychmiast, dogoń ich i przypieczętuj pakt. Pamiętaj! Jeśli ktokolwiek z tamtej strony naruszy to co postanowiłam mogą przygotować się na tak okrutną wojnę jakiej jeszcze nigdy na tych ziemiach nie widziano! - krzyknęła wstając od stolika i opuszczając komnatę. Ferest wiedział co ma robić. Od dobrych dziesięciu lat służył na dworze pod komendą swojej pani. Wybiegł prosto do stajni, wsiadł na konia i pognał na południowy zachód w stronę oddalających się Nytebiańskich wojsk. Królowa wróciła do komnaty. Wspomnienia o śmierci jej ojca odżyły. Dokładnie pamiętała tą noc, kiedy popełnił samobójstwo. Kończyła wtedy 21 lat. Król wyszedł na balkon i stanął między dwoma płonącymi misami oleju. Goście stojący na tarasie zaczęli mu wtórować. Każdy był pewien, że zbliża się jego przemówienie. Niestety.. władca chwycił misy oblewając się płynnym ogniem... Jęknął i osunął się na kolana. Czarne strzępy szat latały w powietrzu. Ona nie mogła nic zrobić widziała dokładnie jak kaszle wypluwając skrzepy krwi. Jego skóra topiła się a czerwone języki lizały jego postać pożerając ciało. Straż Ne mogła wejść do królewskiej komnaty. Była zamknięta od środka. Wszyscy mogli tylko patrzeć. Królowa, wtedy jeszcze księżniczka nie mogła w to wszystko uwierzyć. Najpierw straciła matkę w trakcie porodu, a teraz jej ojciec umierał w takich męczarniach... zaczął wyć głośno, coraz ciszej a potem wydawał z siebie tylko stłumione charki. Żołnierze wyważyli drzwi przebiegli przez pokój wybiegając na balkon, ale wszyscy wiedzieli, że jest już za późno. Król zwinięty w kłębek już nie wydawał żadnego dźwięku. Po prostu płonął. Martwe ciało czerniało a tłuszcz syczał. Nikt nie miał siły podejść bliżej. Goście uciekli w panice zostawiając zrozpaczoną córkę samą w ostatnim akcie tego makabrycznego przedstawienia. dalej nie mam imienia dla królowej...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...